sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 2 Londyn to miasto!

\
-Czyli... czyli ty i ja... mamy...dziecko?-plątał mi się język.
-Tak, masz córkę.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
-Bo jej nie chciałeś-powiedziała z łzami w oczach-Ale teraz muszę cię o coś prosić.
-Proś o co chcesz-powiedziałem od razu.
-Zaopiekuj się nią...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Ale ja... ja nie mogę-szeptałem.
-Bo zniszczy ci reputację?!-krzyczała wściekła.-Nie powinnam tu przychodzić i prosić cię o to-zamierzała już się teleportować, ale w porę zatrzymałem ją.
-Źle mnie zrozumiałaś. Nie potrafiłbym być dla niej ojcem. A jeśli ją zawiodę i opuści mnie tak samo jak ty?!- wypowiadałem słowa jak automat.
-Nie martw się. Na pewno pokocha cię tak samo jak ja-uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.
-Jak  ma w ogóle na imię-zapytałem zdając sobie sprawę,że nie wiem najważniejszych rzeczy.
-Vanessa. Mieszka w Londynie. Dalej niestety będziesz musiał poradzić sobie sam, bo mój czas właśnie się kończy. Kocham cie-szepnęła i zniknęła.
-Ja ciebie też kocham-odpowiedziałem cicho, ale było już za późno. Isabella Priv zniknęła już na zawsze... Teleportowałem się do swojego zamku. Mam do wykonania najważniejsze w moim życiu zadanie. Muszę odnaleźć swoją córkę...
 -~-~-~-~-~- -~-~-~-~-~- -~-~-~-~-~- -~-~-~-~-~- -~-~-~-~-~- -~-~-~-~-~-
Chodziłem po swoim gabinecie rozmyślając jak mam niby odnaleźć własną córkę. Londyn przecież nie jest aż taki mały! Z wściekłości zrzuciłem wszystkie rzeczy, które były na moim biurku. Wywołało to taki potworny huk, że parę sekund później obok mnie znalazł się Tom. Mój wieloletni przyjaciel.
-Lucyś co ci?!-zapytał z rozbawieniem.
-Nie nazywaj mnie tak-warknąłem i opadłem zrezygnowany na fotel. Mężczyzna usiadł naprzeciwko mnie, nalewając przy tym sobie whisky. Czekał cierpliwie aż sam zacznę mówić.
-Mam córkę-odezwałem się w końcu. Czarnowłosy chłopak wypluł cały napój na mnie.-Uważaj to moja ulubiona koszula!
-Masz córkę?!-krzyknął zupełnie nie zwracając uwagi na moją ostatnią wypowiedź.
-Głuchy jesteś?! Tak mam córkę. Ma na imię Vanessa i ma piętnaście lat.
-Jesteś pewien, że to rzeczywiście twoja córka?!-zapytał.
-Isabella osobiście mi o tym powiedziała.A wiesz co jest najgorsze?! Że muszę zaopiekować się moim dzieckiem-westchnąłem.
-Wielkie mi co! Oddasz ją do rodziny zastępczej i po kłopocie-wzruszył ramionami Thomas.
-Ty nic nie rozumiesz. Ja chcę się nią zaopiekować!-krzyknąłem. Chłopak popatrzył się na mnie zdziwiony.
-To weź się w końcu zdecyduj! Wielki mi też problem. Pójdziemy po nią i sprowadzimy ją tu-odpowiedział.
-Jakby to było takie proste. Nie wiem gdzie ona mieszka-odparłem.
-A wiesz chociaż w jakim kraju?-zapytał z nadzieją Tom.
-W Londynie.
-Nie ma takiego kraju.
-Ty matole! Londyn to miasto!-warknąłem.
-Daj mi piętnaście minut, a ją odnajdę-odparł i wybiegł z pokoju.
Minuty dłużyły mi się w nie skończoność. Po dokładnie kwadransie, Tom wpadł zdyszany do mojego gabinetu.
-Teraz żałuję, że wybrałem sobie pokój po drugiej stronie zamku-wydyszał.
-Mogłeś się teleportować, idioto.
-Ej, tylko nie idiota. Wiem gdzie znajduję się właśnie twoja córeczka-uśmiechnął się złośliwie.
-Gdzie?!
-W areszcie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz